Fragmenty z ostatniej konferencji ks. Krzysztofa Wonsa SDS
wygłoszonej w czasie Sesji „Uczniowie do Emaus –
uzdrawianie serca przez modlitwę Słowem Bożym”
Opracowanie- Jadwiga Zielińska.
Tekst nie jest autoryzowany.
„W tej ostatniej konferencji chciałbym zwrócić uwagę na pewne znaki życia, które mogą sygnalizować że nasze serce zdrowieje. Po czym możemy poznać, że serce zdrowieje? nasze myśli, sumienie? Że zdrowe stają sią nasze decyzje?
Istnieją pewne znaki życia, które przekonują nas, że ludzkie serce wróciło do zdrowia. One są widoczne w zachowaniach i postawie tych dwu uczniów. Znaki życia. Spróbujmy je wydobyć i spróbujmy je odnaleźć w sobie…czy te znaki są obecne w moim życiu, czy ja dopiero na nie czekam? Te znaki pomogą nam zdiagnozować nasz stan serca u końca tych dni.
Pierwszy znak życia- to jest zdolność do zadziwienia się. Kto potrafi się zadziwić, zdumieć, ten daje znak, że w nim jest świeżość, przestrzeń na to co nowe. Na odkrywanie. Kiedy serce zostaje uwolnione z grzechu, lęku, z paraliżującego smutku i rozczarowania- wtedy człowiek wszystko zaczyna odczytywać w nowy, głębszy sposób. Zauważmy, że tak dzieje się w Emaus.
Uczniowie zdumieli się, ponieważ nagle spostrzegają, że wszystko jest inne niż im się wydawało.
Że nawet przez moment nie były sami, a wydawało im się że są sami. Pozostawieni, porzuceni przez Tego, któremu ufali… „a myśmy się spodziewali.” Nagle doświadczają zadziwienia, że On nieustannie był i jest z nimi. Że to nieprawda, że ich porzucił, zostawił. Nieprawda, że nie żyje. Nagle rozpoznali Go nie tylko przy stole, ale w każdym punkcie przebytej drogi. W każdym momencie swojej historii życia. Uświadomili sobie, że widzieli Go już wcześniej, gdy wydawało im się że jest dla nich obcy. On wiedział co wydarzyło się w Jerozolimie, co działo się w nich samych po tamtych wydarzeniach. Krok w krok szedł z nimi, gdy schodzili w dół. Był z nimi także w ich ciemnościach. Był bliżej nich, niż oni samych siebie. Co więcej! Oni nie mogą wyjść z zadziwienia, że to co im wydawało się kompletną porażką, okazało się być początkiem nowego życia. I gdy powtarzali zawiedzeni że wszystko skończone- wszystko tak naprawdę zmartwychwstawało do życia. Otóż zadziwienie uczniów w Emaus doskonale obrazuje sytuację, kiedy nagle, w nowy sposób widzimy naszą historię życia. W nowy sposób – te same wydarzenia. Do tej pory smutek, grzech, rozczarowanie, lęk- one więziły ich do tego stopnia, że Bóg wydawał im się obcy, nieobecny. Ale to oni byli nieobecni, zamknięci. To oni byli jakby poza własnym życiem.
Uświadomienie sobie tego i zdumienie że jest inaczej, że życie jest inne- to jest pierwszy znak życia. Zadziwienie jest okrzykiem radości uzdrowionej pamięci. Odkryli Jezusa w nowy sposób. On nie tylko umarł za nich, ale On żyje blisko nich. Żyje ich historią życia. Zadziwienie uczniów jest także znakiem szacunku dla tajemnicy Jezusa. To także zgoda na to, że On, chociaż jest blisko tuż tuż, jest zawsze dla mnie tajemnicą. Pozostaje niewidzialny, nieuchwytny. Bóg nie jest Bogiem, którego mogę zachować dla siebie, który będzie realizował moje plany na życie. To ja potrzebuję jakby przeprowadzić się na Jego stronę i uwierzyć, że z Jego strony widzę życie lepiej. Widzę do końca. Zobaczyli że On nie tylko pytał o ich przeżycia. On wręcz tęknił za nimi. Przeszedł z nimi całą drogę i nie odsunął się od nich nawet wtedy, kiedy byli trudni. Niegrzeczni w rozmowie. Gdy biło od nich zimno, smutek. Bo Jego miłość do nas jest niezależna od nas. Od kaprysów, słabości, od mojego załamania się pogody. Bóg kocha niezmiennie. Niezmiennie jest bliski, niezmiennie obecny. Taki jest Bóg! Serce uwolnione zostaje z rozczarowiania i własnych oczekiwań. I potrafi zadziwić się działaniem Boga, które przekracza nasze oczekiwania. Zadziwienie jest przepracowanym rozczarowaniem.
Od rozczarowania do zadziwiania się.
Drugi zak- to jest pojawiająca się radość, entuzjazm w życiu. Widzieliśmy ich takich zgarbionych, apatycznych, coraz bardziej zapadających się w sobie, ale teraz widzimy w nich radość. Coś się z nimi wydarzyło, stało coś nowego. Uczniowie starają się dopuścić do głosu to pałanie serca. I oni rozmawiają o tym ze sobą. Zaczynają rozmawiać ze sobą inaczej, niż rozmawiali wcześniej. Podobnie jak potrzebne było doświadcznie żałoby aby przeżyć, opłakać swoją stratę, tak samo ważne jest aby przeżyć radość z odzyskanego życia. Aby poczuć jak powoli radość wydobywa się z głębi serca. Bo radość jest jak iskra, która może rozniecić wielki ogień. Ale może być także szybko zgaszona. Oni to przeżyli już wcześniej. Mieli szansę na tą radość już wcześniej. Ale jeszcze nie byli gotowi otworzyć się. Człowiek potrzebuje czasu. Potrzebuje swojego momentu. Każdy ma swoją drogę do poranka wielkanocnego. Trzeba uznać to, że ktoś jeszcze nie jest gotowy. Nie wolno przyspieszać. Nie wolno wymuszać. Tak jak Jezus nas tego uczy: trzeba umieć czekać. Może to ktoś bliski, ktoś najbliższy, kogo bardzo kochamy. Ale trzeba poczekać i pozwolić wzrastać. Być blisko, czuwać, towarzyszyć. Ale niczego nie wymuszać. Także wobec siebie.
Trzeba także zauważyć w sobie tą radość. Pozwolić się jej wydobyć z głębokich pokładów naszego serca. Pozwolić jej wypowiedzieć się. To znaczy- odkryć radość tam, gdzie ona trwa. Przeżyć w sposób świadomy. Karmić się nią, rozwijać. Bo to wszystko jest integralną częścią drogi życia. Człowiek potrzebuje czasu, by się pożegnać z rozczarowaniem, by się zdumieć, zadziwić, uradować. Potrzebuje czasu.
Kiedy po mrocznych dniach smutku, takiej beznadziei, widzimy nagle przed sobą horyzont życia- wówczas serce wypełnione zadziwieniem, radością, może paradoksalnie ogarnąć lęk. Niedowierzanie. Że to wszystko nie dzieje się na jawie. Że to jakaś potworna halucynacja czy iluzja. Może to jakaś manipulacja, może ja sobie wszystko wymyślam, wmawiam… potem wróci teraźniejszość i lądowanie będzie twarde.Taka pokusa, by nie pozwolić sobie na radość. By ją zgasić od razu różnymi wątpliwościami, różnymi ale. Nie dać się wciągać w tą uliczkę pokusy!
W postawie dwóch uczniów pojawia się kolejny znak życia. To jest wewnętrzna pewność. Sięganie głębiej. Na powierzchni mogą pojawiać się różne fale emocji, przeżyć, taka sinusoidalność. Ale to jest też znak życia. Na ziemi linia życia przebiega falująco- nie zapominajmy o tym. Jednak jest coś, co sięga pewności. Tą pewnością jest On. Pewność że ja Go spotkałem, pewność że On żyje, że mi się objawił. Trzeba sięgać tej pewności.
Wielki Piątek był przecież dalej w nich obecny. Ta trauma. Ale oni spotkali żywego Jezusa. Chociaż nie widzą Go teraz na własne oczy, to ta pewność sięga tego spotkania. Potrzebujemy sięgać tej wewnętrznej pewności: tego jak Bóg nas traktuje, jak nas chce, jak nas miłuje, jak się nami opiekuje, dzieli swoim ciałem. Łukasz określa tą ich pewność przez słowo „wstawszy” „anastasis”. To jest słowo używane także przy opisach zmartwychwstania. Czyli oni- jakby zmartwychwstawszy- wrócili. Oni naprawdę powstali z martwych. Wyszli z grobu własnego myślenia. Tego smutku, rozczarowania. Oni zostali jakby podniesieni tym gestem dzielenia się chlebem Jezusa, którego spotkali przy stole. Oni nie tylko powstali od stołu. Oni powstali z martwych do nowego życia. I wrócili do Jerozolimy tej samej godziny. Czyli bezzwłocznie. Nie dbając o to, że już jest póżno. Dla nich dzień dopiero się zaczął! Przeżywają swój wielkanocny poranek, swoje powstanie z martwych. Trzeba wstać i wrócić. Niosą w sobie pewność. Zupełnie inaczej niż wtedy, gdy wychodzili z Jerozolimy. Wtedy zgarbieni- obarczali siebie nawzajem smutkiem, rozczarowaniem, zwątpieniem. A teraz uzdrowione serca wzmacniają siebie nawzajem. Wstępuje w nich ogromna energia życia. Ich serca naprawdę pałają. Jeden drugiego podnosi tym swoim pałającym sercem. Widzimy ludzi zdecydowanych, wyprostowanych, którzy patrzą i zmierzają w tym samym kierunku. Teraz droga prowadzi do góry. Z Emaus do Jerozolimy. Tą drogę także trzeba przejść. To także jest proces. Trzeba tu zauważyć coś ważnego: oni nie próbują sztucznie zatrzymać tego doświadczenia, które wypełniło ich serce. Nie usiłują zamieniać Emaus w oazę szczęścia. Oni wracają do Jerozolimy.
A więc nowego życia nie kojarzą jedynie z miejscem, w którym Jezusa znaleźli, ani z okolicznościami.
Są przekonani, że powinni wrócić do miejsca, z którego uciekli. Patrzą na Jerozolimę w nowy sposób, ponieważ w nich jest nowe życie. Wiedzą, że muszą wyjść naprzeciw Jerozolimie, która jeszcze nie spotkała Zmartwychwstałego. Która nie rozumie ich szczęścia. I być może nie wierzy w to, co wydarzyło się na drodze do Emaus. Oni wiedzą jedno: w nich jest życie. I nie mogą się nie podzielić tym życiem. Nie potrafią go zatrzymać jedynie dla siebie.To jest kolejny znak prawdziwie odnalezionego życia. Znak zdrowiejącego serca.
Wtedy pojawia się kolejny znak- znak powrotu. Powroty też są znakiem życia. Wracają do miejsca, z którego zaczęli sią oddalać. Takie powstanie uczniów nie mogło się dokonać o ludzkich siłach. Kiedy Jezus zniknął im sprzed oczu, pozostał nadal obecny wśród nich- w mocy Ducha. On nam zostawił Ducha w kościele. Pozwalają się porwać i poprowadzić Duchowi. Wracają do miasta, w którym ( inaczej niż sądzili wcześniej) wypełniła się obietnica Jezusa. Wracają tam, gdzie czeka na nich ze słowem życia Jezus. Wracają do wspólnoty. Odnajdują wspólnotę, która jak się okazuje także przeżywa poranek wielkanocny. Łukasz używa tu słowa „znaleźli”. Może to też oznaczać- odkryli. Co odkryli? Odkryli wspólnotę, jakiej nie znali wcześniej. Odkryli nową wspólnotę, nową rodzinę. Bo nowe są ich oczy. Kiedy w sercu wraca życie, wtedy życie dookoła odkrywanie jest na nowo. Co ważne- w tej wspólnoce usłyszą orędzie paschalne. Pan rzeczywiście zmartwychwstał i u kazał się Szymonowi. Spełniło się to, co Jezus zapowiedział.
Mamy wrócić do tej samej rzeczywistości życia z której wyszliśmy, z sercem pałającym. Trzeba też umieć poczekać cierpliwie na to pałające serce. Nie wymuszać. Nie animować sztuczne. Pozwolić Jezusowi, aby to serce ożywił.
Dopiero po doświadczeniu drogi którą przeżyliśmy, można opowiadać co każdego dnia przeżywamy na naszej drodze życia. Uczniowie najpierw słuchają, potem opowiadają. Najpierw słyszą, dopiero potem mówią. I nie trzeba pouczać innych. Nie trzeba prawić kazań. Trzeba po prostu pokazać najpierw życiem, że On zmartwychwstał. Że to jest widoczne z mojej radości, entuzjazmu, wewnętrznej pewności. Widoczne z zadziwienia, z mojego ciągłego nawracania. Nieraz inni przyjdą, zaczną prosić abym opowiedział o tym życiu, które jest we mnie. Co takiego dzieje się we mnie, że zmienia się mój styl życia…. tyle radości…. tyle uwagi dla drugich? Każdy tęskni za takim życiem.”
Gdy zdrowieje nasze serce, zdrowieją również oczy. Wtedy ta sama rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.