“Początek drogi”

20160424_101501„Początek drogi”. Homilia  Łk 24,1-12
ks. Krzysztofa Wonsa SDS, z pierwszego dnia Sesji
„Uczniowie do Emaus – uzdrawianie serca przez modlitwę Słowem Bożym”  

Opracowanie- Wanda Janiszewska.
Tekst nie jest autoryzowany.

Homilie z następnych dni są do wysłuchania na stronie internetowej Centrum Formacji Duchowej w Krakowie:
http://www.cfd.sds.pl/index.php?d=more,2136,131

„W tych dniach chciałbym wam zaproponować, byśmy razem przeszli pewną drogę. Drogę, którą opowiedział Łukasz w swojej Ewangelii, a jest to w rzeczy samej droga, którą – śmiem twierdzić – bardzo często pokonujemy w naszym życiu. Może nawet należałoby zapytać czy myśmy ją w ogóle zaczęli, albo w którym punkcie tej drogi się znajdujemy? Jak daleko do celu? Chciałbym wam opowiedzieć o drodze, na której wszyscy się odnajdziemy. Jestem o tym przekonany, bo to jest nasza droga. I ta droga to będzie droga rozświetlana przez Słowo Boga. Możemy być spokojni, czuć się bezpieczni, możemy poczuć się prowadzeni. Pójdziemy po tej drodze z lampą Słowa Bożego u naszych stóp.
Chodzi mianowicie o drogę dwóch uczniów, którzy jak wiemy w tamten dzień zmierzali do Emaus. Otóż ta droga opisana przez Łukasza rozpoczyna się od słów: „Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi” (Łk 24,13). Od razu pojawia się pytanie o jaki dzień chodzi, co to za dzień? „Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi”. Otóż to dzień najważniejszy w naszym życiu, to dzień, bez którego nie byłoby nas dzisiaj tutaj, to dzień, bez którego wszystkie dni naszego życia nie miały by sensu i wtedy rację mieli by ci wszyscy, którzy rano się budzą i mówią: to nie ma sensu. To jest dzień, w którym Jezus zmartwychwstał, to jest dzień, w którym kobiety oglądały grób pusty. To jest dzień, w którym Jerozolima przeżyła pierwsze śniadanie Wielkanocne. To jest dzień, w którym Zmartwychwstały nadał sens każdemu życiu. To jest dzień, który sprawia, że nasze życie się już nie kończy i że nasze życie- ono przedłuża się w wieczność. Nie jakąkolwiek wieczność, ale najpiękniejszą z pięknych. Jeśli przeżyliście w swoim życiu jakiś dzień, który uważacie za najpiękniejszy, to jest on tylko namiastką tego dnia. Wiecznego dnia, który będziemy przeżywali z Nim.
Otóż dlatego przeczytałem tę Ewangelię, byśmy usłyszeli co się zadziało tamtego dnia, a co sprawiło, że ci dwaj uczniowie oddalają się z tego miasta. Z miasta życia, z miasta, w którym jest Żyjący. Z miasta, w którym po Nim nie ma już cmentarza. Z miasta, w którym wszystko mówi o tym, że jest wiosna. A ci dwaj uchodzą. Rozumiemy? Nie możemy rozpocząć tej drogi, jeśli nie spotkamy się z tym kontekstem ich życia: co to oznacza, że
„tego samego dnia”. I Łukasz opowiedział nam ten dzień. Ale opowiedział – i to jest ciekawe – z perspektywy uczniów Jezusa. On opowiedział ten dzień tak jak przeżywali go uczniowie, którzy nie wiedzieli, że Jezus zmartwychwstał. Którzy żyli tak, jakby Jezus nie zmartwychwstał. To bardzo ważny dzień, bo każdy z nas musi przyznać, że mieliśmy w naszym życiu co najmniej jedną taką godzinę, jedną taką chwilę, a może całe dni, miesiące i lata, w których żyliśmy jakby Jezus nie zmartwychwstał, jakby Go nie było.

Jan Paweł II z bólem mówił o tym świecie, że „ten świat dzisiaj żyje, jakby Boga nie było”. A z pewnością spotkaliśmy takich ludzi, którzy żyją, jakby Jezus nie zmartwychwstał. A może tak jest w moim domu, w mojej rodzinie, w mojej pracy, w mojej wspólnocie, w moim sercu. Co działo się tamtego dnia z perspektywy tych kobiet, uczniów? Oto mamy żeńskie i męskie towarzystwo. Najpierw kobiety. To są właśnie kobiety! Tak potrafią przede wszystkim kobiety. Wczesnym rankiem, o brzasku -mówi tekst – a dokładnie jest w tekście „głębokim brzaskiem”. Zaledwie pierwsze światło, a kobiety już na nogach.

Nie zapomnę nigdy mojej mamy, która pierwsza się krzątała w domu. Oczywiście ojciec wcześnie na szóstą wybierał się do pracy, ale mama wszystko przygotowywała.
I takie są kobiety. Potrafią wstawać wcześnie rano by podjąć życie, chociaż tego dnia wstawało im się bardzo ciężko. Bo wstawały z traumą Wielkiego Piątku w sercu.
To były kobiety, które miały serce, by pamiętało co się stało w Wielki Piątek.
Przypomnijcie sobie takie dni kiedy nie chce się wstawać rano, kiedy każde wstawanie rano jest naprawdę ciężarem. Te kobiety tak wstawały tamtego dnia. Potem Łukasz mówi, że idą do grobu. Człowiek, który żyje tak jakby Boga nie było, jakby Bóg nie istniał- to takie życie prowadzi tylko do grobu. Cokolwiek by nie robił na końcu jest grób i tylko grób. Może się pocieszać, można oszukiwać, można próbować korzystać z tego życia tak, jakby grobu nie było, ale tak naprawdę z tyłu głowy mają tylko to jedno: że ich życie prowadzi tylko do grobu. Na dodatek niosą aromata – wonności. Ale my wiemy czemu służyły wonności. Te wonności w ich rękach przypominały paradoksalnie, że ta droga do grobu to jest droga do spotkania z martwym Jezusem, z zimnym ciałem Jezusa, które chcą jeszcze namaścić. Będą musiały kolejny raz przeżyć traumę, prawdę o tym, że Jego już nie ma. Tak na Niego liczyły, wierzyły, że On może zmienić ich życie, że On nadaje sens wszystkiemu, a tymczasem idą do grobu. Jego martwe ciało tam jest. Tak myślę o tych kobietach – kochani. A tymczasem znalazły kamień – mówi Słowo – odtoczony. Nie one go odtoczyły. I nagle były wprowadzone w niepokój. Ale to jest błogosławiony niepokój.

Przypomnijcie sobie- mamy takie dni, kiedy wydaje nam się, że już wiemy co będzie. A jeszcze gdy chodzi o dni kiedy mamy czarne myśli: już wiem co mnie czeka, już mnie dzisiaj nic dobrego nie czeka. Tylko przeżyć, potem wrócić do łóżka i zasnąć. Tymczasem na tej drodze wszystko się zmienia, kompletnie nie po ich myśli. Na szczęście! Kochani, na szczęście w naszym życiu wiele rzeczy dzieje się nie po naszej myśli. Nie tak jak my myślimy. Tylko Bóg ma rację. On zawsze najlepiej myśli. Dla nas jest to trudne zrezygnować z własnego myślenia, ale w tym momencie te kobiety wprowadzone w niepokój muszą uświadomić sobie, że Bóg myśli inaczej. Że to nie jest prawdą, że ta droga prowadzi do grobu i do martwego ciała Jezusa. One jeszcze nie wiedzą co się stało. Na razie widzą, że wszystko dzieje się nie po ich myśli. Kamień jest odtoczony od grobu. I kiedy są w tym niepokoju, po raz pierwszy zauważyłem – przyznam się szczerze – te słowa: „Dwaj mężowie stanęli obok”. Od razu pomyślałem o Aniołach, którzy stają obok nas. Jesteś w trudnej sytuacji, w tarapatach, wszystko się dzieje nie po twojej myśli, jesteś zagubiona, zagubiony nie wiesz co dalej począć, a Oni stają obok. Mamy obok Aniołów w błyszczących szatach, nie widzimy ich bo nasze oczy są zamglone, zajęte bólem, cierpieniem, tym widokiem grobu, z którego nie potrafimy zrezygnować. One są przestraszone, ale to jest inny strach. To już nie jest taki ludzki lęk. To jest właściwie bojaźń Boża. One widzą, że stają przed tajemnicą.

Pamiętacie takie dni w swoim życiu, kiedy wszystko się wydaje tylko tajemnicą? Nie mogę niczego przeczuć, skontrolować, mogę tylko się na to zgodzić. I wierzę, że w środku tajemnicy jesteś Ty, i że Ty mnie nigdy nie zawiedziesz. Ty mnie nigdy nie oszukasz, Ty mnie nigdy nie zostawisz. W środku tajemnicy jesteś Ty. Trzeba wejść w tę tajemnicę jak do pustego grobu.

Wtedy skłaniają twarze do ziemi. Widzę w tym obrazie kobiety, które są jakby przytłoczone jeszcze. Wzrok przybity do ziemi. Ale widzę także kobiety pokorne, które zgadzają się na tajemnicę. Dzisiejszy człowiek nie zgadza się na tajemnicę. Jest przyzwyczajony do tego, że wszystko trzeba skontrolować. Od tego jest komputer, żeby dzisiaj wszystko rozwiązać. Niezgoda na tajemnicę. Dlatego tak mocno dzisiejszy świat wierzy w magię. Jest pełen magicznego myślenia. Odrzucenie tajemnicy to skazanie siebie na magię.
Zgoda na tajemnicę. Zgodzić się, że Bóg jest większy ode mnie. Zgodzić się, że Bóg wie więcej. Zgodzić się na to, że Bóg widzi do końca, chociaż ja do końca nie widzę bo jestem tylko stworzeniem, mam granice. Zgodzić się na Boga wszechmogącego i nie przestać wierzyć, że jest Bogiem miłości i wszystko co On widzi jest najlepsze dla mnie.
Szukacie żyjącego“ – to jest dziwne, bo przecież one szukały martwego. To mnie bardzo uderzyło w tym momencie. Bo Bóg widzi więcej, widzi do końca. Co nam każe szukać martwego? Nasze strapienie, nasze cierpienie, nasz lęk, które sprawiają, że my nie widzimy głębiej w naszym sercu. Ale Bóg widzi do końca.
Od pewnego czasu noszę taki obraz Boga w sercu, że Bóg który patrzy na mnie- On mnie widzi do samego końca. To znaczy On widzi we mnie te najgłębsze pragnienia, które są głębiej niż mój lęk, niż moja bieda, niż mój grzech, niż moja słabość. Bóg mnie widzi pięknym. Takim, jakim mnie zamierzył od początku. I nigdy mnie nie przestaje takim widzieć. Nawet mój największy grzech -jak wielki głaz zatoczony na grobie- nie może Mu przeszkodzić widzieć mnie pierworodnie dobrego. Dlatego mówi: „szukacie żyjącego”. Tak naprawdę szukacie żyjącego.
Ludzie, którzy od rana do wieczora biegają po ulicach, po domach, po marketach, w pracy, tak naprawdę od początku do końca szukają tylko jednego: Żyjącego. To jest najgłębsza tęsknota naszego wnętrza. Wielu ludzi o tym nie wie, nie jest tego świadomy, ale my naprawdę szukamy Żyjącego. Boga. To jest największa tęsknota naszego serca.”